LARP "Ostatnie Kuszenie Legata"
”Strużki dymu snujące się z dogasających pośród leśnych polanek ognisk, unosiły się sennie ponad wierzchołki drzew i znikały w nieprzeniknionych ciemnościach. Pomiędzy konarami, niewyraźnie na tle nocy, odcinały się namioty – kolorowe, należące do dowódców i dygnitarzy, białe, w których nocowali krzyżowcy i zwykłe, szare, z lnianego płótna, dla szeregowych żołnierzy. Pośród nich wyróżniał się wystawny i wielki jak dom namiot legata papieskiego - Amaury’ego, opata Cîteaux i arcybiskupa Narbonne, w którym tej nocy gościł on na naradzie samego Simona de Montfort, earla Leicester, naczelnego, wskazanego przez króla, wodza krzyżowców. Z wnętrza namiotu dobywało się jasne światło, a przy jego wejściu czuwał drzemiący, okutany chroniącym od chłodu płaszczem, rycerz. Obóz krzyżowców, z wyłączeniem straży i debatujących możnych, spał bez świadomości co przyniesie następny dzień.
Tymczasem wysoko ponad ich głowami, na szczycie pagóra zwanego Pog, w niewielkim okienku zachodniej fasady fortecy Montsegur, tliła się świeczka. Dwie pobladłe postacie z trwogą zerkały ku rozsypanemu u podnóża wzniesienia obozowi i rozmawiały ze sobą szeptem. Jedna z nich – jasnowłosa, drobna kobieta o przenikliwym spojrzeniu, wyraźnie niewyspana i wycieńczona, z cieniem kładącym się pod oczyma, drżącymi dłońmi wskazywała na niewielką, ukrytą pomiędzy drzewami, kamienną ścieżeczkę prowadzącą w dół spod murów i ginącą w ciemnościach nocy. Druga postać - postawny, ubrany w brązową sukmanę, mnich o wyrazistych rysach twarzy, sceptycznie pokręcił głową. Wiedział, że przemknięcie tędy nawet pośród nocy nie rokuje dla oblężonych żadnej szansy. Zgodnie z opowieścią Samueli ścieżka kończyła się bowiem niewielkim wąwozem przebiegającym tuż przy obozowisku otoczonych złą sławą, najemnych rycerzy, ściągniętych przez de Montforta zza hiszpańskiej granicy. Ryzyko było zbyt wielkie, zważywszy na to, iż wśród Routiers byli ponoć i tacy, którzy nie musieli nigdy składać głowy do snu. Krwawe legendy jakie o nich krążyły, opowieści o ich napadach i grabieżach, wystarczająco działały na wyobraźnię…
Ojciec Maurice dobrze wiedział, że sytuacja była beznadziejna. Kiedy był jeszcze młodym, świeżo upieczonym zakonnikiem, los rzucił go wraz z krzyżowcami na wyprawę która, miast odbijać obleganą Akkę, na skutek pokrętnej manipulacji jednego z weneckich dożów, zaatakowała Bizancjum. Niechlubne te czasy krzyżowcom zapomniano, ale Maurice’owi, najbardziej chyba niewinnemu ówczesnemu szpitalikowi, do dziś przewijały się w nocnych koszmarach. Jedyną dobrą stroną IV krucjaty było chyba to, że Ojciec poznał wojenne rzemiosło niemal tak dobrze jak sami rycerze i dziś wiedział, że nawet mysz nie przemknie niezauważona ku podnóżom otoczonego zwartym kordonem wzgórza. Ultimatum legata papieskiego upływało, a oblężonym pozostały zaledwie dzień i noc na decyzję, nim Arnaud Amaury wraz ze sprzysiężonym Simonem z Montfort i jego rodzonym bratem Amalrykiem, zmiecie fortecę Montsegur z powierzchni ziemi, a wraz z nią wszystkich Perfecti i ukrywającą się za murami miejscową ludność.
Najgorsze jednak było to, iż pod gruzami pogrzebany zostanie także sekret, który chrześcijańskiego opata zmusił do złamania przyrzeczonych na ślubach obietnic i rzucił na pomoc katarskim heretykom. Tajemnica, która stała się obiektem jego ostatecznego zatroskania...”
Tymczasem wysoko ponad ich głowami, na szczycie pagóra zwanego Pog, w niewielkim okienku zachodniej fasady fortecy Montsegur, tliła się świeczka. Dwie pobladłe postacie z trwogą zerkały ku rozsypanemu u podnóża wzniesienia obozowi i rozmawiały ze sobą szeptem. Jedna z nich – jasnowłosa, drobna kobieta o przenikliwym spojrzeniu, wyraźnie niewyspana i wycieńczona, z cieniem kładącym się pod oczyma, drżącymi dłońmi wskazywała na niewielką, ukrytą pomiędzy drzewami, kamienną ścieżeczkę prowadzącą w dół spod murów i ginącą w ciemnościach nocy. Druga postać - postawny, ubrany w brązową sukmanę, mnich o wyrazistych rysach twarzy, sceptycznie pokręcił głową. Wiedział, że przemknięcie tędy nawet pośród nocy nie rokuje dla oblężonych żadnej szansy. Zgodnie z opowieścią Samueli ścieżka kończyła się bowiem niewielkim wąwozem przebiegającym tuż przy obozowisku otoczonych złą sławą, najemnych rycerzy, ściągniętych przez de Montforta zza hiszpańskiej granicy. Ryzyko było zbyt wielkie, zważywszy na to, iż wśród Routiers byli ponoć i tacy, którzy nie musieli nigdy składać głowy do snu. Krwawe legendy jakie o nich krążyły, opowieści o ich napadach i grabieżach, wystarczająco działały na wyobraźnię…
Ojciec Maurice dobrze wiedział, że sytuacja była beznadziejna. Kiedy był jeszcze młodym, świeżo upieczonym zakonnikiem, los rzucił go wraz z krzyżowcami na wyprawę która, miast odbijać obleganą Akkę, na skutek pokrętnej manipulacji jednego z weneckich dożów, zaatakowała Bizancjum. Niechlubne te czasy krzyżowcom zapomniano, ale Maurice’owi, najbardziej chyba niewinnemu ówczesnemu szpitalikowi, do dziś przewijały się w nocnych koszmarach. Jedyną dobrą stroną IV krucjaty było chyba to, że Ojciec poznał wojenne rzemiosło niemal tak dobrze jak sami rycerze i dziś wiedział, że nawet mysz nie przemknie niezauważona ku podnóżom otoczonego zwartym kordonem wzgórza. Ultimatum legata papieskiego upływało, a oblężonym pozostały zaledwie dzień i noc na decyzję, nim Arnaud Amaury wraz ze sprzysiężonym Simonem z Montfort i jego rodzonym bratem Amalrykiem, zmiecie fortecę Montsegur z powierzchni ziemi, a wraz z nią wszystkich Perfecti i ukrywającą się za murami miejscową ludność.
Najgorsze jednak było to, iż pod gruzami pogrzebany zostanie także sekret, który chrześcijańskiego opata zmusił do złamania przyrzeczonych na ślubach obietnic i rzucił na pomoc katarskim heretykom. Tajemnica, która stała się obiektem jego ostatecznego zatroskania...”
"L'ultima tentazione di legato", czyli O s t a t n i e K u s z e n i e L e g a t a to LARP przygodowo – historyczny, który – jeśli dobrze pójdzie i zbierze się odpowiednia ilość chętnych graczy – odbędzie się latem na terrAkademikonie 2011. Tym razem udamy się do średniowiecznej Langwedocji, a konkretnie do 1244 roku, w pobliże owianej mgłą tajemnicy twierdzy Montségur. Do dnia 15 marca, a więc zaledwie krótkiej chwili przed tym, gdy – zgonie z historycznymi realiami – krwawo zakończyła się dramatyczna dziesięciomiesięczna epopeja obrony fortecy na wzgórzu Pug. Czy podczas gry historia potoczy się tak samo? O tym zadecyduje L e g a t...
Nie będzie to jednak zwykły LARP, lecz epicka, trwająca kilka miesięcy, opowieść, którą gracze spróbują napisać od nowa. Historia poprzedzona wieloma wydarzeniami, dziejącymi się zarówno w świecie gry, jak i poza nim – w świecie całkiem realnym dla graczy. Na całokształt legendy o Montségur złoży się bowiem nie tylko gra podczas terrAkademikonu, ale także inne spotkania i wydarzenia, rozciągające się na wiele poprzedzających lipiec miesięcy.
O wszelkie uwagi, pomysły proszę już dziś, na adres e-mail okl@terrakademikon.pl Wszystkim tym, którzy zechcą już od dziś nawiązać swobodną korespondencję, zaoferować mogę szeroko rozumiany "współudział w zbrodni", w szczególności przy współorganizacji eventów poprzedzających LARPa. Jeśli więc i Ty, masz ochotę trochę pobawić się zanim nadejdzie lipiec, wziąć udział w organizacji małego czy większego spotkania czy wydarzenia – nie wahaj się. Pisz. Naprawdę dobre opowieści nie lubią ciszy i pustki.
Zapraszam także do korespondencji na niniejszym forum.
Tymczasem zachęcam do zapoznania się z pierwszymi, dotyczącymi LARPa, tekstami, które sukcesywnie zamieszczane będą w dziale Artykuły na portalu Klubu Grimuar:
Z listów papieża Innocentego III
Legenda, czyli Wiatr znad Montségur
Ścieżki, czyli pierwsze zarysy postaci
Inspiracje do powstania LARPa